Giełda
Michael Burry nigdy nie był typowym inwestorem. Wolał słuchać Metallici niż CNBC (ja też), analizował raporty w nocy, a spotkania z inwestorami prowadził boso, w T-shircie. I to właśnie ten ekscentryk – lekarz z wykształcenia, inwestor z pasji – jako jeden z nielicznych przewidział krach 2008 roku i zarobił na nim fortunę.
Ponad 15 lat później Burry znów jest w centrum uwagi. Jego najnowsze decyzje – sprzedaż dużych pozycji z portfela Scion Asset Management i stawka na spółki takie jak Estée Lauder – wywołały lawinę pytań: czy „Big Short 2.0” właśnie się zaczyna?
W tym artykule sprawdzam, w co dziś inwestuje Michael J. Burry, jak myśli o inflacji, recesji i rynku akcji, oraz czego jego decyzje mogą nauczyć inwestorów w 2025 roku.
Michael J. Burry to jedno z najdziwniejszych, a zarazem najbardziej fascynujących nazwisk świata finansów. Zanim stał się inwestorem miliarderem, był… lekarzem. Studiował medycynę na Uniwersytecie Vanderbilt, a nocami pisał bloga o giełdzie, analizując sprawozdania finansowe spółek lepiej niż zawodowi analitycy z Wall Street.
W 2000 roku, mając 28 lat, zaryzykował wszystko: wziął kredyt studencki, pożyczkę od rodziny i założył własny fundusz — Scion Capital. To z jego biura wyszła prognoza, która zmieniła historię współczesnych finansów. Burry, jako jeden z pierwszych, zrozumiał, że amerykański rynek kredytów hipotecznych subprime przypomina bombę z opóźnionym zapłonem. Kiedy wszyscy powtarzali, że „rynek nieruchomości zawsze rośnie”, on kupował kontrakty CDS (credit default swaps), które rosły, gdy dług zaczynał się sypać.
Efekt? W 2008 roku zarobił dla swoich inwestorów ponad 850 milionów USD, a sam zgarnął około 100 milionów dolarów zysku. To właśnie jego historia została pokazana w filmie „The Big Short”, gdzie w rolę Burry’ego wcielił się Christian Bale – i otrzymał za to nominację do Oscara.
Po sukcesie i rozgłosie Burry zniknął z radaru. Zamknął fundusz, zaczął inwestować na własny rachunek i dopiero kilka lat później wrócił na scenę z nowym projektem – Scion Asset Management. Od tego czasu jego nazwisko regularnie pojawia się w raportach 13F, analizach rynkowych i nagłówkach CNBC, bo każdy ruch Burry’ego może oznaczać, że coś dużego zbliża się na horyzoncie.
Michael J. Burry nigdy nie inwestował tak jak wszyscy. Nie ufał analitykom z Wall Street, nie słuchał rekomendacji banków inwestycyjnych, nie korzystał z modnych algorytmów. Zamiast tego godzinami przeglądał sprawozdania finansowe, raporty SEC i tabele bilansowe, szukając błędów, które inni pomijali.
To podejście — radykalnie niezależne i kontrarne — sprawiło, że stał się jednym z najważniejszych przedstawicieli stylu value investing. Burry kieruje się zasadą, że „najlepsze inwestycje to te, które są logiczne, ale niepopularne”. Gdy większość rynku panikuje, on kupuje. Gdy euforia sięga zenitu, on sprzedaje.
W swoich listach do inwestorów często cytował Benjamina Grahama i Warrena Buffetta, ale dodawał, że „prawdziwy value investor nie może bać się samotności”. Właśnie dlatego tak często stawia na aktywa, które w danym momencie wydają się beznadziejne – od przewartościowanych obligacji w 2005 roku po spółki z sektora detalicznego i medycznego w ostatnich latach.
Burry nie wierzy w rynkowe narracje. Dla niego fundamentem jest dyskont do wartości wewnętrznej – jeśli widzi, że spółka jest tania względem przepływów pieniężnych, kupuje ją nawet wtedy, gdy rynek ją ignoruje. Jeśli natomiast coś jest modne (jak Tesla, Bitcoin czy fundusze ARK Cathie Wood), zwykle obstawia kierunek przeciwny.
W 2025 roku jego podejście wciąż pozostaje konsekwentne: szuka niedowartościowania. Czasem jego decyzje wyglądają na absurdalne – dopóki nie okaże się, że znowu miał rację.
Na początku 2025 roku Burry zmienił kurs: w Q1 jego portfel zawierał głównie pozycje put (zakłady na spadek) wobec technologicznych spółek i rynku chińskiego — klarowny sygnał ostrożności. Natomiast w Q2 pojawiło się niemal całkowite odwrócenie: wiele pozycji put zostało zamkniętych, a otwarte zostały nowe pozycje call (zakłady na wzrost) oraz zakup wybranych akcji — co wskazuje na bardziej pozytywny lub przynajmniej bardziej aktywny pogląd względem rynku.
W drugim kwartale 2025 roku Michael J. Burry całkowicie odmienił swoje podejście. Po serii pesymistycznych zakładów z początku roku przeszedł do najbardziej ofensywnego portfela od lat – pełnego opcji CALL na spółki z branży ochrony zdrowia, technologii i dóbr luksusowych.
Największą pozycję stanowi UnitedHealth Group (UNH) – 18,9 % portfela – czyli zakład na największego amerykańskiego ubezpieczyciela zdrowotnego o wartości ponad 109 mln USD. Tuż za nim znajduje się Regeneron Pharmaceuticals (REGN) (18,2 %), producent leków okulistycznych i przeciwwirusowych. Obie te spółki pokazują, że Burry postrzega sektor medyczny jako bezpieczną przystań o dużym potencjale wzrostu.
Na kolejnych miejscach widać odważny powrót do technologii i segmentu premium konsumenckiego. Lululemon Athletica (LULU) stanowi 16,4 % portfela, a Meta Platforms (META) – 12,8 %. Burry najwyraźniej uznał, że giełdowa przecena tych spółek była przesadzona, a ich marże i innowacje (zwłaszcza AI w przypadku Meta) wciąż mają ogromny potencjał.
Dalej w jego portfelu znalazły się:
Co ciekawe, Burry utrzymuje też dodatkowe akcje zwykłe w części spółek – m.in. Lululemon, Estée Lauder, Regeneron i UnitedHealth – łączna wartość tych pozycji przekracza 45 mln USD.
Ten nowy portfel to całkowite odejście od defensywnego stylu z początku roku. Pozycje PUT zniknęły, a zamiast nich pojawiły się duże zakłady na wzrost (CALL) – sygnał, że Burry prawdopodobnie uznał wcześniejsze spadki za przesadzone i widzi szansę na odbicie gospodarki. Dominacja sektora medycznego i powrót do technologii (Meta, ASML) sugerują, że buduje ekspozycję na cykl ożywienia z elementami bezpieczeństwa.
Choć Michael J. Burry stał się symbolem genialnej intuicji i odwagi inwestycyjnej, jego kariera po 2008 roku nie była nieprzerwaną serią sukcesów. Wielokrotnie mylił się w swoich prognozach – co zresztą sam otwarcie przyznawał.
W 2020 r. Burry publicznie ostrzegał przed „bańką wszechczasów” na akcjach technologicznych i przewidywał krach o skali większej niż 2008 r. Tymczasem rynek – po krótkim pandemicznym tąpnięciu – wystrzelił w górę, a Nasdaq osiągnął historyczne rekordy. W 2021 r. z kolei zagrał na spadki Tesli, Cathie Wood i funduszy ARK Innovation, co przyniosło mu ogromny rozgłos… ale niewielki zysk, bo rynek odbił szybciej, niż zakładał.
Nie sprawdziły się też niektóre z jego katastroficznych wizji dotyczących inflacji. Owszem, w 2022 r. miał rację, ostrzegając, że Amerykanie „przepalają oszczędności”, ale recesja, którą wieszczył na 2023 r., nie nadeszła. Gospodarka USA okazała się zaskakująco odporna.
To pokazuje, że nawet najbardziej przenikliwi inwestorzy nie mają monopolu na rację. Rynki bywają nieracjonalne dłużej, niż inwestor jest w stanie pozostawać konsekwentny – i Burry nieraz przekonał się o tym boleśnie.
Dla inwestora indywidualnego to ważna lekcja pokory: nawet najinteligentniejszy pomysł traci sens, jeśli nie zostanie zrealizowany w odpowiednim momencie. Burry potrafi przeczekać lata, ale ma do tego cierpliwość, kapitał i odporność psychiczną. Większość inwestorów – niekoniecznie.
Michael J. Burry jest dowodem, że na giełdzie da się wygrać z tłumem — ale nie przypadkiem. Jego historia pokazuje, że sukces w inwestowaniu wymaga więcej niż tylko szczęścia czy „czucia rynku”. Potrzebna jest analiza, cierpliwość i odwaga, by działać wtedy, gdy inni się cofają.
Oto kilka lekcji, które każdy inwestor może wynieść z jego podejścia:
W 2025 roku rynek znów jest pełen emocji — od AI po stopy procentowe i recesyjne prognozy. Ale Burry’ego wciąż warto obserwować nie dlatego, że zawsze ma rację, lecz dlatego, że zawsze myśli inaczej. A to często pierwszy krok do zysków, zanim rynek się zorientuje.
Szukasz brokera? Sprawdź nasze polecenia